niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 7

Znudzona siedziałam w samochodzie i uderzając palcem w kierownicę wystukiwałam rytm piosenki lecącej w radio. Harry kończył dziś pracę o osiemnastej. Wydłubałam telefon z torebki leżącej na fotelu pasażera i sprawdziłam godzinę. Było parę minut po, więc chłopak powinien już wychodzić. Spojrzałam na pawilon znajdujący się po drugiej stronie ulicy. Wytężyłam wzrok i usiłowałam dostrzec tabliczkę na oknie informującą w jakich godzinach sklep jest otwarty. Na próżno. Z daleka widziałam tylko rozmazane czarne punkty. Moją uwagę przykuły dwie smukłe sylwetki znajdujące się za szybą magazynu. Przymrużyłam oczy by móc bardziej skupić wzrok na tych postaciach. Znowu nic.  Moja lekka wada nie pozwalała mi na dostrzeżenie czegoś więcej niż rozmazane barwy.Ponownie sięgnęłam do torebki. Tym razem wyjęłam z niej moje okulary. Włożyłam szkiełka na nos i ponownie próbowałam coś dostrzec. Obraz lekko się wyostrzył, ale dalej nie byłam w stanie dostrzec kto to może być. Zabrałam torebkę i wyskoczyłam z samochodu trzaskając za sobą drzwiami. Nie musiałam zamykać auta, i tak by nikt nie ukradł takiego grata. Ciekawa ruszyłam w stronę sklepu znajdującego się jakieś dziesięć metrów od zaparkowanego pickapa. Przeszłam przez ulicę nie rozglądając się na boki. Mimo że to taki jakby "rynek" w naszym miasteczku nie jeździły tu prawie żadne samochody więc prawdopodobieństwo potrącenia mnie przez któryś z nich było bliskie zeru. Weszłam na chodnik znajdujący się przed pawilonem, wskoczyłam na schodki i pociągnęłam za klamkę. Jeszcze tylko spojrzałam na kartkę z godzinami otwarcia sklepu. Nie myliłam się, O osiemnastej zamykali. Drzwi otworzyły się przede mną i spokojnie weszłam do środka. Zaciekawiona spojrzałam na zagadkowe postacie. Nie wierzyłam własnym oczom. Mniej-więcej trzy metry przede mną obok kasy stały dobrze mi znane dziewczyny: Jessica i Ashley. Pierwsza wysoka brunetka ubrana w jeansowe, obszarpane szorty ledwo zasłaniające jej tyłek. Za szlówkami spodenek widać było skórzany pas z dużą klamrą, a przez luźną białą bluzkę na ramiączkach delikatnie prześwitywał czarny stanik. Na jej długich, opalonych nogach były brązowe kowbojki. Druga, troszeczkę niższa od koleżanki brunetka ubrana była bardzo podobnie, tyle że jej spodenki zasłaniały trochę więcej ciała, a przez białą koszulkę nie prześwitywał czarny biustonosz.
Jessica patrzyła na mnie z ogromnym zdziwieniem wykrzywiając twarz w dziwny grymas. Jej towarzyszka spojrzała na mnie i delikatnie się uśmiechnęła, co nie uszło uwadze blondynce która natychmiast skarciła ją groźnym spojrzeniem.
Zza pleców dziewczyn wystawała przestraszona, cała blada twarz Harrego. Chłopak patrzył na mnie jakby zobaczył ducha.
-Cześć - powiedziałam nieśmiało podejrzewając, że właśnie przerwałam im rozmowę. Żadne z nich nic nie powiedziało. Zmieszana zrobiłam krok do przodu. - Co wy tu robicie? - spytałam nie bardzo wiedząc po co te dwie przyszły do sklepu z narzędziami.
- Jesteś ślepa? - zapytała blondynka. - kupujemy.
Odruchowo poprawiłam okulary na moim nosie.
- A czy ty jesteś ślepa? Sklep jest czynny do osiemnastej, a jest już dziesięć minut po - odpowiedziałam spoglądając na zegar wiszący na ścianie tuż nad półkami z towarem. - Zamykamy.
Blondynka podniosła głowę do góry i powoli ruszyła w stronę drzwi. Po drodze uderzyła swoim ramieniem w mój bok. Przez chwilę straciłam równowagę i się zachwiałam. Byłam od niej niższa co dziewczyna perfidnie wykorzystała.
- Do zobaczenia Harry - powiedziała z uroczym uśmieszkiem znikając w drzwiach.
Spojrzałam na osłupiałego chłopaka który tępo wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknęła długowłosa. Przeniosłam swój wzrok na Ashley w dalszym ciągu stojącej obok lady. Dziewczyna spojrzała na mnie przestraszona po czym pobiegła za swoją koleżanką. Mijając mnie szepnęła ciche 'przepraszam' i nieśmiało się uśmiechnęła. Byłam zszokowana. Za co ona mnie miała przepraszać? Nic mi nie zrobiła, chyba nawet starała się być miła. Zastanawiałam się, dlaczego ona zadaję się z tą idiotką?  One są zupełnie różne. Ashley jest naprawdę wartościową dziewczyną, za to jej koleżanka pięknym pustakiem. Nie oceniałam ich bezpodstawnie. Znałam je ze szkoły. Już kilka lat chodzimy razem do jednej klasy i dobrze wiedziałam jakie one są.
Bardziej od tego, dlaczego one się przyjaźnią zastanawia mnie fakt że były w sklepie z narzędziami. One i narzędzia, to jakiś paradoks. Zresztą, wychodząc nie zabrały nic z tego sklepu, a przecież powiedziały, że kupują...
-Dzień dobry Olivia, Harry możesz już jechać do domu. - powiedział starszy pan wchodząc wejściem od zaplecza. - źle się czujesz? - spytał chłopaka z troską w głosie. Gwiazdor dalej był cały blady i przestraszony. Podniósł głowę i spojrzał na mężczyznę kręcąc głową.
- Więc co ci jest? - dociekał pan Marion, a przerażony chłopak spojrzał tylko na główne wejście,  którym krótką chwilę temu wyszły Jessica i Ashley. Zdezorientowana podeszłam do bruneta i spojrzałam mu prosto w oczy. Jego tęczówki nie były już przestraszone, ale coraz bardziej wściekłe. Sekundę później Harry położył ręce na blacie stając na przeciwko.
- Tyy... - wysyczał przez zaciśnięte zęby dalej patrząc mi w oczy - chciałaś mnie zabić...
- C-c-co?! - odskoczyłam od kasy jak  oparzona.
- Ja już wszystko wiem, one mi powiedziały! - mówił dalej.
- Ale kto i co ci powiedziały? - spytał pan Marion. Ani ja, ani on nie mieliśmy pojęcia o czym Harry mówi. - usiądź sobie i wszystko nam opowiedz. - zalecił właściciel sklepu.
Gwiazdor usiadł na krześle za ladą i wziął kilka głębokich oddechów, po czym spoglądał to na mnie, to na swojego pracodawce.





czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 6

Wiadomość o przyjeździe pozostałych członków zespołu do naszego domu nie zrobiła na mnie większego wrażenia. To było oczywiste, że prędzej czy później przyjadą go odwiedzić. To jego przyjaciele, a on jest u nas jakby w małym "więzieniu". Chociaż nie, więzienie to złe określenie. "Odwyk", to brzmi lepiej. Przyjechał na wieś po to, żeby odpocząć od sławy, piszczących fanek, najdroższych hoteli  i ubrań. Od ponad tygodnia na nowo uczy się pracować i funkcjonować jak zwykły, szary nastolatek. To bardzo trudne jak dla człowieka który był w tym przez kilka lat. Przyzwyczaił się do tego, a teraz musi żyć jak "nikt". Tutaj na wsi nazwisko Harry Styles jest kompletnie nieznane. Jedynymi jego fankami, jakie może tutaj spotkać są moja siostra i jej przyjaciółka - Emma. Jest też pozbawiony wszelkiego dostępu do internetu, telewizji i gazet. Telefon dostaje tylko wieczorem, aby zadzwonić do rodziców i przyjaciół. To wszystko po to, aby na wakacje zapomniał o świecie show-biznesu i zajął się prawdziwą pracą.
- Długo jeszcze?! - wściekła wrzasnęłam na całe gardło i uderzyłam w kierownicę starego pickup'a moich rodziców, wydając przy tym głośny dźwięk klaksonu. Jeżeli Harry nie wyjdzie z domu za kilka sekund, spóźni się do pracy. Pan Marion to starszy, wyrozumiały mężczyzna i bardzo dobry przełożony, toleruje każde drobne przewinienie w pracy, oprócz spóźnień. Nie wypadałoby gdyby Harry już w pierwszym tygodniu mu podpadł. - No chodź! - krzyknęłam tracąc cierpliwość, na co chłopak z domu trzaskając drzwiami. Dosłownie wskoczył do samochodu na miejsce pasażera i zaczął zapinać swoją w pół rozpiętą  koszulkę w kratkę. Pierwszy raz od jego pobytu w naszym domu widzę go w mało eleganckiej koszuli i zwykłych spodniach, bez żadnych markowych rozdarć, kroku w kolanach czy innych dziwactwach w których wcześniej chodził. Teraz wyglądał jak zwykły, normalny dziewiętnastolatek.
- Przepraszam za spóźnienie. - wydukał chłopak skruszonym głosem.
- Spoko. - odpowiedziałam zszokowana. Przedtem nie zauważyłam, żeby kogokolwiek przepraszał, choć miał do tego powody.
- Mogę cię o coś zapytać? - powiedział niepewnie po kilku minutach jazdy w niezręcznej ciszy.
- Taa - odpowiedziałam krótko nie odrywając wzroku od szosy.
- Nie nudzi ci się tutaj? - spytał i spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Yyy ale w jakim sensie? - nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi.
- No bo tu tak mało się dzieje, wszędzie jakieś pola i lasy. Domy to tu można policzyć na palcach jednej ręki, zresztą tak samo jak twoich rówieśników. - tłumaczył.
- Aaa rozumiem. - powiedziałam nieskutecznie starając się ukryć grymas na mojej twarzy. - Ty tu nie widzisz żadnych atrakcji bo wychowałeś się w Londynie. Nawet nie wiesz ile ciekawych rzeczy przez to straciłeś.
- Ja się nie wychowałem w małym Londynie tylko w Holmes Chapel, to takie małe miasteczko - wyjaśnił lekko niezadowolony, pewnie myślał, że jak większość dziewczyn powinnam wiedzieć o nim wszystko. - A po za tym jakie atrakcje mogą być na takim pustkowiu?
- O której dziś kończysz pracę? - Spytałam nagle.
- O dwudziestej, a co? - Powiedział lekko zdziwiony moim pytaniem.
- W takim razie szykuj się na porządną dawkę adrenaliny. - wyjaśniłam poruszając tajemniczo brwiami i uśmiechając się przebiegle. Chłopak lekko zaskoczony mimiką mojej twarzy i słowami, które przed sekundą padły z moich ust był w stanie tylko głupkowato się uśmiechnąć.
- Co? Jakiej adrenaliny? - pytał ciekawy.
- Zobaczysz - odpowiedziałam i posłałam mu tajemniczy uśmiech. - A teraz wysiadaj bo już jesteś spóźniony. -dodałam i zatrzymałam się przed sklepem z narzędziami pana Mariona. Chłopak spojrzał na mnie zrezygnowany i ze zwieszoną głową wysiadł z samochodu.
-Ej Harry! - krzyknęłam gdy chwycił za klamkę drzwi wejściowych pawilonu. Ożywiony odwrócił się na pięcie i zrobił dwa kroki w moją stronę - Tylko nic nikomu nie mów! - Dodałam tajemniczo i odjechałam pozostawiając go uśmiechniętego na środku chodnika.
 ________________________________________________________________________________
Hejka Miśki ; ) Nowy rozdział dodany, trochę późno ale zawsze ; )
Serdecznie dziękuję wszystkim którzy nominowali mojego bloga do Liebster Award i  The Versatile Blogger, jednakże nie mam czasu żeby się tym zajmowac ; ( Ale i tak dziękuję wszystkim za takie wyróżnienie *.*
Do nastepnego miśki ;****



wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 5

Do mojego domu dojechaliśmy śmiejąc się i żartując. Matt zaparkował furgonetkę na środku naszego podwórka, wysiadł z samochodu i jak prawdziwy gentleman otworzył przede mną drzwi.Wysiadłam i obdarowałam go pięknym uśmiechem.
- Stokrotne dzięki, mości hrabio. - Zaczęłam się wygłupiać.
-  Cała przyjemność po mojej stronie, waćpanno. - Odpowiedział kłaniając się.
- Fiu, fiu, fiu. A to dopiero. - Usłyszeliśmy kpiący głos Harry'ego. Odwróciliśmy się w stronę domu i zobaczyliśmy chłopaka. Stał na werandzie opierając się o drzwi i krzyżując ręce na klatce piersiowej. - O co ci chodzi? - Warknęłam.
- Nie wiedziałem, że na takim zadupiu jeździ się tak pedalskimi samochodami. - Powiedział Harry z głupim uśmieszkiem.
- Wiesz, samochód zawsze mogę zmienić, ty głupoty się już raczej nie pozbędziesz. - Odpowiedział Matt uśmiechając się do swojego nowego wroga.
- Och, jaki pyskaty. - Nabijał się dalej Harry teatralnym ruchem zasłaniając usta dłonią. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem na co on przesłał mi buziaka w powietrzu. Mam go już serdecznie dosyć. Najchętniej wydrapałbym mu oczy.
- Olivia, kochanie! Jesteś już! - Krzyknęła mama wybiegając z domu. Całe szczęście, że wyszła teraz bo mogłabym nie wytrzymać i zrobić krzywdę tej rozpieszczonej gwiazdeczce.
-Nie było mnie tylko jedną noc. - Powiedziałam zażenowana. Było mi wstyd przed Harry'm jak traktuje mnie mama. Teraz pewnie wykorzysta to przeciwko mnie. - Po za tym zostawiłam wiadomość, która jakimś cudem nagle zniknęła. - Dodałam i wymownie spojrzałam na Styles'a, który złośliwie się uśmiechnął. W tamtym momencie już wiedziałam, że to on był winny. To on zabrał karteczkę po to, aby mnie wkopać. Chciał się zemścić za to, co zrobiłam mu wczoraj rano i udało mu się. Wykorzystał sytuację i wyrzucił ową kartkę.
-A właśnie. Musimy o tym porozmawiać. Dziękuję ci Matt, że odwiozłeś ją do domu. - Powiedziała kobieta zwracając się w stronę mojego przyjaciela.Chłopak się tylko uśmiechnął, pożegnał i pojechał do siebie.
- Usiądź proszę. - Powiedziała do mnie mama wskazując na stolik na werandzie. Harry ulotnił się do domu, ale nie zdziwiłabym się gdyby siedział gdzieś przy oknie przysłuchując się naszej rozmowie. Posłusznie usiadłam na przeciwko mojej mamy i czekałam aż zacznie rozmowę.
-Wiesz jak bardzo się martwię, gdy wychodzisz gdzieś z domu na noc. Tyle się teraz mówi o tych różnych pobiciach, napaściach, kradzieżach... - Mówiła spokojnie.
- Mamo przestań. Byłam tylko u Matt'a, jeszcze było widno gdy dojeżdżaliśmy do jego domu. Po za tym, Matt zna karate. - Powiedziałam z uśmiechem na rozluźnienie atmosfery.
- To nie jest śmieszne. -  Powiedziała już lekko poirytowana. - Zresztą, dlaczego nie zadzwoniłaś? Mogłaś mnie w jakiś sposób powiadomić o tym, że wybierasz się gdzieś na noc.
- Po raz setny powtarzam, że na stole w kuchni zostawiłam kartkę. - Wysyczałam przez zęby. Byłam na nią zła.Traktowała mnie jak dziecko, kiedy ja miałam już siedemnaście lat. Irytowało mnie to, zwłaszcza gdy robiła to przy innych.
- To dlaczego tej kartki nie widziałam? - Spytała.
- Dobre pytanie. - Odpowiedziałam ironicznie. Teraz to ona zachowywała się jak dziecko. Jak nierozumne, małe, głupiutkie dziecko. - Może Harry ja zabrał gdy wszedł do domu. Chciał mnie pogrążyć. Mści się za to co zrobiłam mu w kurniku, że obraziłam jego wielką osobę. Mamo nie widzisz tego? On chce nas skłócić, wszystkich! I jemu się to udaje! Nie pozwólmy mu na to...
-Olivia nie zapędzaj się. Wiem, że go nie lubisz, ale to jeszcze nie jest powód żeby go tak bezpodstawnie oskarżać. - Przerwała mi. Starała się zachowywać jak dobra matka, która poucza swoje dziecko gdy nabroi. Znowu. Znowu traktuje mnie jak małego bachora.
- Bezpodstawnie? A kto mógłby to zrobić? Bella? Proszę cie... - Ciągnęłam
- Kochanie, skończmy już ten temat, uznajmy że się nic nie stało. Zapominam o twoim wyjeździe do Matt'a a ty dajesz spokój Harre'mu okej? - Zaproponowała mama. Widziałam, że nie chce się już kłócić.
- No dobrze. Ale jeśli jeszcze raz coś zrobi to nie ręczę za siebie. - Uśmiechnęłam się złośliwie.
-Już niedługo on wyjedzie, a my dalej będziemy normalnie żyć, jakby nigdy nic. - Powiedziała z uśmiechem i mnie przytuliła. - A teraz idź się przebierz w coś wygodnego. Dziś trzeba zacząć sprzątać stodołę na "Bal żniw" pamiętasz? - Spytała mama.
- No tak. - Pacnęłam się ręką w czoło. - Zupełnie o tym zapomniałam. - Dodałam i pobiegłam do mojego pokoju się przebrać. Szybko wskoczyłam w zwykłe szorty i czarną bokserkę. Włosy związałam w wygodnego koczka z tyłu głowy. Nie malowałam się. Nie miałam dla kogo. Dla Harry'ego nie będę się stroić nie wiadomo jak. Zresztą, idę pomóc sprzątać a nie brać udział w jakimś pokazie mody. Zajrzałam jeszcze do łazienki i zeszłam na dół. Założyłam stare, wygodne i już trochę zniszczone trampki i skocznym krokiem ruszyłam do stodoły, gdzie była już cała  moja rodzina i Harry. Wszyscy byli czymś zajęci i nawet nie zauważyli kiedy weszłam. Bez większego namysłu zabrałam się za sprzątanie pajęczyn z rogów starej stodoły.
Harry i tata wynosili kosiarkę kiedy po całym pomieszczeniu rozległ się jakiś dziwny dzwonek. Chłopak upuścił sprzęt nie zwracając uwagi na tatę, (któremu maszyna wylądowała prawie na stopach), sięgnął do kieszeni i wyjął telefon. Wyszedł na zewnątrz, abyśmy nie mogli usłyszeć jego rozmowy, jakby był jakimś tajnym agentem. Albo jest jakimś dilerem marihuany i właśnie dostał cynk od jednego ze swoich kumpli, że policja coś węszy. W świecie "wielkich gwiazd" nigdy nic nie wiadomo.
Po chwili Harry wrócił do stodoły. Stanął w drzwiach i rozejrzał się po całym pomieszczeniu.
- Muszę wam coś powiedzieć. - Oznajmił tajemniczo gdy wszystkie oczy były skierowane ku niemu. - Moi przyjaciele z zespołu chcą mnie tu odwiedzić...

_________________________________________________________________________________
Witam wszystkich ; D
Przepraszam że tak późno, ale zbliżają się testy i muszę powtarzać materiał z trzech klas ; / Ale obiecuję że po egzaminach rozdziały będą pojawiać się znacznie częściej ; D
Zachęcam do wyrażania swoich opinii w komentarzach ; D
Do zobaczenia w następnym rozdziale miśki ; ****

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 4

  Obudził mnie jakiś dziwny dźwięk. Otworzyłam oczy i ostrożnie wyślizgnęłam się spod objęć chłopaka,tak aby go nie obudzić. Usiadłam na kanapie i nasłuchiwałam skąd dobiega. Po krótkiej chwili dziwny dźwięk umilkł. Słychać było tylko poranne świergolenie ptaszków za oknem i równomierny oddech śpiącego Matt'a. Wstałam z kanapy i zaczęłam się rozciągać. Całe moje ciało przeszedł nieprzyjemny ból. Nic dziwnego, po kilku godzinnym śnie w niewygodnej pozycji. Podeszłam do okna i odsłoniłam firanki. Pierwsze promienie słońca raziły moje zaspane oczy. Szybko odeszłam od szyby by oszczędzić moim źrenicom nadmiaru światła. Na paluszkach poszłam do kuchni i wyciągnęłam pomarańczowy sok z lodówki. Podeszłam jeszcze do suszarki i chwyciłam szklaneczkę. Nalałam sobie soku i zakręciłam karton. Już chciałam odstawić napój kiedy niezdarnym ruchem ręki strąciłam kubek z blatu. Naczynie upadło na podłogę i rozbiło się na tysiące małych kawałeczków tworząc przy tym ogromny huk. Dźwięk tłuczonego szkła obudził Matt'a, który zdezorientowany wpadł do kuchni jak burza. Chłopak spojrzał na mnie i głupkowato się uśmiechnął.
- Przepraszam.- Powiedziałam skruszonym głosem. Było mi strasznie wstyd, że jestem taką niezdarą.
-Spokojnie, nic się nie stało. - Odpowiedział i uśmiechnął się jeszcze raz, ale tym razem najpiękniej jak tylko potrafił. Dodało mi to trochę otuchy i odwzajemniłam jego uśmiech.
- Ja to posprzątam, a ty idź spać. - Powiedziałam i nagle znów usłyszałam ten dziwny dźwięk. Dochodził ze spodni Matt'a.Chłopak jakby też coś usłyszał i sięgnął do swojej kieszeni wyjmując z niej mój wibrujący telefon. Pamiętam jak wczoraj wieczorem zabrał mi go po zrobieniu nam wspólnego zdjęcia. Telefon przestał wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz, przeraziło mnie to co zobaczyłam :
17 nieodebranych połączeń : Mama
2 nowe wiadomości : Mama
11 nieodebranych połączeń : Tata
3 nieodebrane połączenia : Numer nieznany.
Bez zastanowienia wyjęłam urządzenie z dłoni chłopaka i wybrałam numer mamy. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Olivia?! Dziecko drogie gdzie ty jesteś?! Co się z tobą dzieje?! Czy ty wiesz która jest godzina?! Zdajesz sobie sprawę jak się wszyscy o ciebie baliśmy?! - Zalała mnie falą pytań.
-Mamo spokojnie. Jest piąta rano. - Powiedziałam spoglądając na zegarek. - Po za tym zostawiłam wam wiadomość w kuchni na stole, że śpię dziś u Matt'a. - Dodałam spokojnym głosem.
- Jaką wiadomość?! Żartujesz sobie ze mnie? - Spytała zachrypniętym głosem. Była zdenerwowana. Nie lubiła nie wiedzieć gdzie jestem, zawsze bardzo się martwiła.
-Mamo, na stole w kuchni leży karteczka z informacją. Jest w najbardziej widocznym miejscu w całym domu, nie mogłaś jej przeoczyć. - Mówiłam przypominając sobie wydarzenia z ostatniego dnia. - Zostawiłam ja tam żebyś się o mnie nie martwiła. - Dodałam ciepłym głosem żeby ja trochę uspokoić.
- Dziecko, nie dzwoniłabym teraz gdybym znalazła jakąś kartkę. - Powiedziała łamiącym się głosem. - Bardzo się na tobie zawiodłam. Porozmawiamy sobie w domu. Powiedz Matt'owi, żeby odwiózł cie na dziewiątą. Cześć. - Dodała i rozłączyła się nie czekając na moja reakcję. "Porozmawiamy sobie w domu" w jej ustach brzmi bardzo groźnie.
Zrozpaczona spojrzałam na Matt'a. Patrzył na mnie nie wiedząc o co chodzi, no tak, przecież nie słyszał tego, co mówiła moja mama.
- Co jest? - Spytał troskliwie.
- Mama nie znalazła mojej karteczki z wiadomością, że śpię u ciebie i martwiła się całą noc. - Streściłam mu naszą rozmowę. - Powiedziała, że mam być w domu na dziewiątą. - Dodałam i schyliłam się by posprzątać rozbite szkło. Nieprzyjemny ból ponownie rozszedł się po całym moim ciele. Automatycznie się wyprostowałam wierząc, że przyniesie to choć trochę ulgi. Myliłam się. Ból przychodził z każdym nowym ruchem. Na mojej twarzy pojawił się wielki grymas co nie uszło uwadze Matt'a.
- Idź weź gorący prysznic, dobrze ci to zrobi. - Powiedział z troską w głosie.
- Dziękuję. - Powiedziałam cichutko i powolnym krokiem poszłam po ubrania na zmianę, które miałam w torbie, a później do łazienki. Było mi źle z myślą, że zbiłam tą szklankę i że Matt musi to sprzątać, ale wiedziałam, że sama nie dałabym rady. Ból który przeszywał moje ciało był nieznośny. Obiecuję sobie, że nigdy więcej nie usnę w takiej pozycji.
  Gdy wyszłam z pod prysznica poczułam się o wiele lepiej. Zdecydowanie tego było mi trzeba. Szybko się ubrałam i wysuszyłam włosy. Zrobiłam też lekki makijaż żeby ukryć niewyspanie.Zeszłam do kuchni i zobaczyłam czyściutką podłogę. Nigdzie nie było widać ani jednego kawałeczka szkła. Matt'a też nie było.
 Poszam do salonu sprawdzić, czy może śpi na kanapie, ale go nie było. Weszłam schodami na górę i znalazłam go w jego pokoju. Spał zwinięty na swoim łóżku. Przykryłam go kocem i zeszłam z powrotem do kuchni. Zrobiłam sobie kakao i usiadłam przy stole. Siedziałam tak dobrą godzinę, aż w końcu usłyszałam jakieś kroki na górze, zapewne Matt już się obudził. Nie schodził na dół, od razu poszedł pod prysznic. Powinien przyjść za kilka minut, więc w tym czasie postanowiłam przygotować mu jajecznicę. Po kilku minutach śniadanie było gotowe. Właśnie przenosiłam jedzenie na talerz gdy chłopak wszedł do kuchni.
- Muszę ci coś powiedzieć. - Wyznał mój przyjaciel siadając do stołu.
- Coś się stało? - spytałam niepewnie i postawiłam przed nim naczynie z jajecznicą.
- Bo... yyy... noo. - Zaczął się jąkać.
- Matt, co się dzieje? - Przerwałam mu.
- Wyjeżdżam do Londynu... - Powiedział na jednym oddechu i spuścił wzrok.
- Co złego jest w tym, że jedziesz sobie pozwiedzać Londyn? - Spytałam biorąc łyk mojego już zimnego kakao.
- No właśnie w tym rzecz. Nie jadę tam, żeby pozwiedzać, ale żeby tam studiować. - Powiedział  cichutko, na co ja zakrztusiłam się swoim napojem.
-Ale jak? Kiedy? - Pytałam próbując złapać oddech.
- No od września zaczynam pracę, mam już tam dom wynajęty, jeszcze tylko muszę pozałatwiać wszystkie sprawy dotyczące studiów. - Tłumaczył się.
- Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?
- Dopiero teraz wiem, że to wszystko jest już pewne i dopięte na ostatni guzik. Wcześniej nie chciałem cię martwić. - Dokończył swoje śniadanie. Odstawił talerz do zlewu i ładnie podziękował.
  Nie rozmawialiśmy już więcej na temat jego wyjazdu. Nie chciałam. To już zbyt dużo jak na jeden dzień, biorąc pod uwagę, że jest dopiero ranek.
-Odwieziesz mnie do domu? - spytałam. Było już kilka minut po ósmej a do mojego domu mieliśmy co najmniej 15 minut drogi. Ja już nie chciałam się spóźniać i jeszcze bardziej denerwować mamę, wolałam być parę minut przed czasem.
- Oczywiście, zbieraj się. - Powiedział i się uśmiechnął.
Zabrałam swoje rzeczy i już po kilku minutach byłam gotowa do wyjazdu.
Jechaliśmy w milczeniu już dłuższy czas. Matt kilka razy próbował zacząć rozmowę, ale ja nie miałam nastroju do gadania. W tamtej chwili chciałam jedynie zapomnieć o moich problemach, o przyszłym wyjeździe mojego najlepszego przyjaciela do Londynu, o kłótni z rodzicami, która czekała na mnie w domu i o naszym gościu, który będzie spędzał u mnie wakacje.
- Nie chcesz rozmawiać...? – W ustach Matt’a brzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Był smutny. Wyczułam to w jego głosie.
- Nie, przepraszam. – Nie chciałam, żeby czuł się winny. Chciałam żeby był szczęśliwy. Skoro chce jechać na te studia, to ja nie powinnam być dla niego problemem. Powinnam cieszyć się razem z nim, ale jakoś nie mogłam. Coś w środku mi na to nie pozwalało.
- Mam pomysł. – Powiedział po chwili Matt i włączył radio najgłośniej jak się dało w tej starej furgonetce. Akurat leciała piosenka Big Time Rush – „Windows down” .Chłopak założył okulary przeciwsłoneczne, wystawił głowę przez otwarte okno i zaczął śpiewać wraz z wokalistami. Chociaż nie, ‘śpiewać’ w tym przypadku to złe określenie, Matt darł się wraz z wokalistami. Fałszował jak pięcioletnie dziecko byleby tylko poprawić mi humor. Udało mu się. Patrząc na niego nie mogłam opanować śmiechu.  Bez dłuższego namysłu wyciągnęłam z torby moje czarne Ray Bany i założyłam je na nos. Zaczęłam wydzierać się tak, jak mój przyjaciel. Dosłownie zdzierałam sobie gardło wykrzykując słowa piosenki. Nasze krzyki skutecznie zagłuszały muzykę lecącą z radia, które i tak było maksymalnie podgłoszone. Musieliśmy wyglądać naprawdę idiotycznie. Taka „furgonetka idiotów”.  Wiatr wpadający do pojazdu przez otwarte okna plątał moje włosy. Jednym ruchem ręki odgarnęłam je do tyłu i śpiewałam dalej. Bawiłam się znakomicie, zresztą tak jak Matt. Gdy piosenka się skończyła wybuchliśmy głośnym śmiechem. Cieszyliśmy się sami z siebie jak dzieciaki w przedszkolu. Było nam razem tak dobrze. To właśnie za tymi chwilami będę tęsknić najbardziej, gdy mój najlepszy przyjaciel wyjedzie do Londynu.

_______________________________________________________________________________
Hejka ; ) Na początku chciałabym was przeprosic za tak długie nie dodawanie rozdziału, ale po prostu nie mam zbyt dużo czasu na pisanie ; (
Po drugie chciałabym wam podziekowac za wszystkie miłe komentarze, które bardzo mnie motywują do dalszego pisania ; D Oby tak dalej ; )
Po trzecie mamy już na blogu ponad 600 wyświetleń awwww  jak dla mnie to bardzo dużo *.* za co też wam serdecznie dziękuję ; ***
Po czwarte jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytania piszcie na moje gg  46639241 ; D
Po piąte życzę wam wszystkim wesołych świąt ; ) a i żeby wiosna przybyła jak najszybciej miski ; ****

sobota, 16 marca 2013

Rozdział 3



Już kilka godzin siedziałam sama w pokoju rozmyślając o sytuacji w kurniku. Od tamtej chwili nie widziałam się z żadnym z domowników, nikt do mnie nie zajrzał, choćby po to, by powiedzieć jak bardzo się na mnie zawiedli, że nie powinnam tak postępować i że muszę przeprosić Harry’ego.
Im dłużej o tym myślałam, tym większe miałam wyrzuty sumienia. Tak naprawę, to ten chłopak nie zrobił mi nic takiego, za co miałabym go tak karać. Ba, nawet próbował być dla mnie miły, zagadywać i komplementować, a ja potraktowałam go jak śmiecia. Jestem okropna.
Od dłuższego czasu słyszałam jak mi burczy w brzuchu.  Ostatnim posiłkiem, jaki zjadłam były płatki z mlekiem na śniadanie. Nie mogłam dłużej się ukrywać w pokoju, kiedyś przecież będę musiała wyjść i cos zjeść.
Nie wiele myśląc wyszłam z sypialni i zeszłam schodami na dół, po drodze nie napotykając ani jednej żywej duszy. Dopiero w kuchni trafiłam na Bellę. Dziewczyna siedziała przy stole popijając sok i kreśląc imię HARRY w ogromnym serduszku w zeszycie. Nawet na mnie nie spojrzała, gdy weszłam do pomieszczenia.
-Co tam? – Rzuciłam niby od niechcenia, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Nastolatka udawała całkowicie pochłoniętą rysowaniem. Podeszłam do zamrażalnika i wyjęłam z niego porcję truskawkowych lodów. Wiedziałam, że Bella kocha ten smak i zawsze na mnie krzyczy, kiedy jej go zabieram, więc chciałam ją tym trochę sprowokować. Usiadłam przy stole naprzeciwko niej i zaczęłam delektować się tym pysznym deserem. Gdy wzięłam pierwszą łyżeczkę lodów do ust na twarzy mojej siostry pojawił się delikatny grymas. Po kilku następnych łyżeczkach dziewczyna podniosła głowę i otworzyła usta jak by chciała coś powiedzieć, po czym je zamknęła i powróciła do rysowania serduszek. Wiedziałam, że jest na mnie wściekła za to, co zrobiłam Harry’emu  a nie za te lody. W końcu upokorzyłam jej idola.
Siedziałyśmy tak w ciszy jeszcze kilka minut, aż w końcu do kuchni weszła nasza mama. Ta też nie zwracała na mnie uwagi.
-Bella, idź się ubieraj. – Powiedziała kobieta, zabierając z blatu torebkę i klucze do samochodu.
-Jedziecie gdzieś? – Spytałam przyjaznym tonem, obserwując jak dziewczynka wybiega z kuchni i kieruję się w stronę jej pokoju.
-Do miasteczka. Harry za pół godziny ma zacząć pracę w sklepie z narzędziami u pana Marion’a. – Odpowiedziała głosem pozbawionym emocji nawet na mnie nie patrząc.
Zupełnie zapomniałam o tej wakacyjnej pracy Harry’ego.  Pan Marion to bardzo towarzyski, starszy pan, który uwielbia opowiadać o swoich młodzieńczych latach. Gwiazdor na pewno nie będzie się nudził w jego sklepie, zwłaszcza, gdy zaczyna się sezon żniw i wszyscy rolnicy z okolic będą potrzebować różnych drobnych sprzętów.
-Tata też jedzie? – Spytałam ciekawa.
-Tak. – odpowiedziała krótko. - Wracamy późnym wieczorem, bo musimy jeszcze zrobić małe zakupy. – Dodała i wyszła z kuchni nawet się nie żegnając, co znaczy, że ona także jest na mnie wielce obrażona.  Miałam już serdecznie dosyć tego Harry’ego. Przedtem moje relacje z rodzicami były bardzo dobre, nie kłóciliśmy się a wszystkie nieporozumienia załatwialiśmy podczas rozmowy, a teraz przyjechała ta „wielka gwiazda z One Direction” i wszystko psuje. Mama i Bella nie chcą się do mnie odzywać, a tata nawet nie pokazał mi się na oczy. Wiedziałam, że przyjazd tutaj tego gwiazdorka nie przyniesie niczego dobrego.
Od godziny siedziałam w salonie przed telewizorem. Bezmyślnie skakałam z kanału na kanał w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Wszędzie leciały tylko jakieś głupie telenowele i tanie show. Zrezygnowana przełączyłam na kanał muzyczny, gdzie właśnie leciała piosenka Christiny Aguilery –
Body. Zadowolona, że w końcu znalazłam coś w miarę normalnego zaczęłam cichutko śpiewać razem z blondynką. Gdy piosenka doszła do końca, na ekranie pojawiła się prezenterka programu, aby zapowiedzieć następny utwór.
-„A teraz czas na pierwsze miejsce na naszej dzisiejszej liście przebojów. Piątka tych chłopców poznała się na castingu do X Factor’a niespełna dwa lata temu, a dzisiaj podbijają cały świat swoim kolejnym wielkim hitem. One Direction i „Live while we're young ”. – Powiedziała uśmiechnięta prezenterka.
Zaciekawiona wyprostowałam się na fotelu i czekałam na rozpoczęcie teledysku, ponieważ nigdy wcześniej go nie widziałam.
Cały klip opowiadał głównie o dobrej zabawie na jakimś biwaku, przyjaźni i takie tam. W sumie to było nawet ciekawe. Chłopcy ładnie ubrani bawią się w dmuchanych kulach, basenie i jakimś jeziorku, jeżdżą samochodem i grają w piłkę. Piosenka w sumie też nie taka najgorsza. Spodziewałam się, że to będą smęty o nieszczęśliwej miłości, a tu proszę, wielkie zaskoczenie.
Przed telewizorem spędziłam jeszcze dobre pół godziny, aż w pewnym momencie usłyszałam warkot silnika. Czyżby rodzice wrócili wcześniej? Zaciekawiona wyszłam przed dom. Moim oczom ukazał się dobrze mi znany samochód.  Była to bardzo charakterystyczna furgonetka mojego przyjaciela.
Jeszcze pamiętam dzień, w którym go kupił. To było niespełna dwa lata temu. Matt chciał mieć wtedy własny samochód, ale jego ojciec nie chciał mu dać na niego pieniędzy. Chłopak wkurzył się i uznał, że znajdzie sobie pracę i sam sobie na niego zarobi. Przez półtora roku pracował w sklepie u pana Marion’a, tam gdzie aktualnie pracuje Harry. Gdy w końcu uzbierał wystarczającą sumę pieniędzy, poszedł na komis samochodowy w celu zakupienia wymarzonego auta, ale jego już nie było. Zdezorientowany chłopak pod namową sprzedawcy kupił starą i zniszczoną z wierzchu furgonetkę. Z silnikiem było wszystko w porządku, jedyną wadą tego samochodu był opłakany stan lakieru. Przez kilka dni chłopak siedział załamany myśląc, co zrobić z tak brzydkim atem, (bo sprzedawca nie chciał go z powrotem), aż w końcu wpadł na pomysł, kupił kilka specjalnych farb i wymalował starą furgonetkę w tęczę, motylki, kwiatki i różne inne wzory tworząc naprawdę ciekawy efekt.
 Kilka dni później takiego samochodu zazdrościli mu wszyscy młodzi ludzie z okolicznych wsi.
-Hej Oli! – Krzyknął Matt wysiadając z samochodu.
-Cześć. – Podbiegłam i przytuliłam się do mojego przyjaciela. – Dawno cię nie widziałam.
-Miałem kilka spraw do załatwienia. A tak po za tym, to muszę z tobą porozmawiać. – Powiedział wypuszczając mnie z objęć.
- Coś się stało? – Spytałam zaniepokojona.
- Nie, nic takiego. –Odpowiedział z uśmiechem. – Jedziemy do mnie? Mam wolną chatę całą noc, więc możemy siedzieć jak za dawnych czasów.
-Jestem za. –Powiedziałam zadowolona. – Nawet dobrze, ze jedziemy do ciebie, bo muszę sobie odpocząć od tego domu.
- Odpocząć? Dlaczego? -  spytał zdezorientowany.
-Opowiem ci po drodze. – Uśmiechnęłam się. – Za pięć minut będę gotowa.
Pobiegłam do pokoju, złapałam torbę i wrzuciłam do niej kosmetyczkę, ubrania na zmianę, telefon i portfel. Skoczyłam jeszcze do łazienki, umyłam zęby a szczoteczkę włożyłam do kosmetyczki. Ostatni raz spojrzałam w lustro i zbiegłam na dół. Wkuchni na stole zostawiłam mamie kartkę z informacją, że nocuję u Matt’a i wrócę rano. Zamknęłam drzwi na klucz i spokojnym krokiem podeszłam do mojego przyjaciela.
-Szybko. – Powiedział spoglądając na zegarek na nadgarstku.
-Się wie. – Uśmiechnęłam się i wsiadłam do samochodu. Matt usiadł za kierownicą i wyjechaliśmy z podwórka.
-Miałaś mi coś opowiedzieć. – Przypomniał chłopak, gdy wjechaliśmy już na szosę.
-A tak. No więc, od pewnego czasu mieszka u nas niejaki Harry Styles z One Direction, kojarzysz? – spytałam.
-Słyszałem o nich kiedyś w radiu– Powiedział po chwili zastanowienia.
- No, to jeden z tych muzyków przyjechał do nas na wakacje, ponieważ jego rodzice uznali, że przez sławę bardzo się zmienił i powinien od niej trochę odpocząć, a moi rodzice oczywiście musieli się zgodzić… - Zaczęłam opowiadać
-A skąd twoi rodzice znają się z jego rodzicami? – Przerwał mi pytaniem.
-Jakoś kiedyś mój tata chodził do klasy z jego tatą czy coś, nie ważne. – Machnęłam ręką. – Ale ważne, że on u nas mieszka. No i już pierwszego dnia pobytu u nas obudziłam go z samego rana i zabrałam do kurnika.
-Do kurnika tak rano? – Wytrzeszczył na mnie oczy. – Ty wredoto, moja krew. – Dodał z dumnym uśmiechem na twarzy.
- No i kury zrobiły mu bardzo miłe powitanie i on się na mnie obraził a razem z nim cała moja rodzinka. Właśnie dlatego chcę uciekać jak najdalej z tamtego miejsca, przynajmniej na tą jedną noc. – Dokończyłam swoją opowieść.
- Już rozumiem. – Powiedział spokojnie. – Ale ja na twoim miejscu postąpiłbym tak samo, piąteczka! – Powiedział wyciągając do mnie rękę.
- Skup się na drodze. - Rzuciłam z udawaną kamienną miną.
- No nie daj się prosić. – Zrobił słodkie oczka.
-Nie. – Odpowiedziałam maskując uśmiech.
- Nie? Okej. –Powiedział z cwanym uśmieszkiem. Już wiedziałam, że ma jakiś głupi pomysł. Chłopak nagle nacisnął gaz tak, że wbiło mnie w fotel, a silnik ryczał jak oszalały. Samochód zaczął jechać slalomem omijając wszystkie paski na pustej drodze. Cholera, wiedział, że mam silną chorobę  lokomocyjną.
- Jeśli zaraz nie przestaniesz, zwymiotuję do twojego samochodu. – Ostrzegłam groźnie.
-Trudno. – Powiedział chłopak przechylając się razem z kierownicą w prawo i w lewo.
-Już dobra, dobra! Piąteczka! – Krzyknęłam wyciągając dłoń w jego stronę a drugą ręką zatykając usta. Dymny z siebie Matt przybił mi piątkę i powrócił do normalnej jazdy. Po drodze jeszcze wstąpiliśmy do sklepu robiąc małe zakupy na noc. Kupiliśmy popcorn, kilka paczek chipsów i soków. Reszta drogi minęła nam na luźnej rozmowie.
Dojechaliśmy do domu mojego przyjaciela, wyładowaliśmy nasze zakupy i  zmęczeni rzuciliśmy się na kanapę.
-Wiesz jak dawno nie robiliśmy sobie wspólnych zdjęć? – Spytałam po chwili odpoczynku.
- No już dawno dawano. – Odpowiedział schylając się po gitarę. Ja w tym czasie wyjęłam swój telefon, włączyłam aparat i zrobiłam nam piękną fotkę z rączki. Nam i jeszcze kawałkowi gitary, który załapał się w obiektywie.

-Piękną mam minę. – Powiedział sarkastycznie, po czym zabrał mi telefon i włożył do swojej kieszeni.
-Co chcesz żebym ci zaśpiewał? – Zapytał przyjaznym tonem.
- A co chcesz. – Odpowiedziałam niezdecydowana kładąc głowę na jago ramieniu.
Okej, mam pewien pomysł. – Powiedział słodko się uśmiechając.
Pierwsze szarpnięcia strun i chłopak zaczął śpiewać.[Włącz]
When the rain
Is blowing in your face
And the whole world
Is on your case
I could offer you
A warm embrace
To make you feel my love
Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.  Matt wiedział, że uwielbiam tą piosenkę, znał mnie na wylot. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w cudowny głos mojego najlepszego przyjaciela śpiewającego piosenkę, do której miałam szczególny sentyment.
I could make you happy
Make your dreams come true
Nothing that I wouldn't do
Go to the ends
Of the Earth for you
To make you feel my love
To make you feel my love
Mogłabym całą wieczność wsłuchiwać się w ten tekst. Miał w sobie coś magicznego, coś, czego nie dało się opisać słowami. Coś, co było zawarte gdzieś w głębi tego wykonania, przepełnionego bezgraniczną miłością tylko i wyłącznie do mnie.
Ostatnie szarpnięcia strun i piosenka dobiegła końca. Cały czar prysł jak za odjęciem czarodziejskiej różdżki. Nie mogłam pozwolić by to wszystko minęło, nie teraz. Przeczołgałam się pod lewą ręką mojego przyjaciela tak, że siedziałam pomiędzy nim a gitarą. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i w skupieniu wsłuchiwałam się w bicie jego serca i nierównomierny oddech. Matt odłożył instrument na podłogę i zamknął mnie w swoich objęciach. Poczułam się tak bezpiecznie, jak jeszcze nigdy. Ani ja, ani on nie byliśmy skrępowani tą chwilą. Siedzieliśmy wtuleni w siebie już dobrą godzinę. Żadne z nas się nie odzywało, po prostu cieszyliśmy się sobą. JA I ON. Dwójka najlepszych przyjaciół. Tego mi właśnie brakowało.

____________________________________________________
I jak, podoba się? ; )) 
Komentujcie, bardzo mi na tym zależy. ; )


niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 2



~~Dryń dryń!!~~
Ze snu wyrywał mnie głos budzika. Spojrzałam na zegarek, była 5:30. Zaspana przekręciłam się na drugi bok. Nie chciało mi się wstawać, ale pierwszego dnia pobytu Harrego Stylesa w naszym domu, miałam zamiar pokazać tej wielkiej gwieździe jak wygląda życie na wsi. Ta myśl od razu poprawiła mi humor. Wyskoczyłam z łóżka i odsłoniłam rolety. Za oknem właśnie wschodziło słońce, a na niebie nie było widać ani jednej chmurki. Zapowiadała się piękna pogoda. Otworzyłam okno i zaciągnęłam się chłodnym, rześkim powietrzem. Do moich uszu dobiegły już pierwsze piania kogutów budząc Hagg Wood do życia.
 -Przygotujcie się moje małe, zaraz zapoznam was z prawdziwą gwiazdą. –Powiedziałam cichutko ostrzegając kurczaki.
Pobiegłam do łazienki, załatwiłam poranną toaletę i na paluszkach wróciłam do pokoju. Szybciutko ubrałam się, starannie dobierając strój typowej wieśniaczki: za duża czerwona koszula w kratkę mojego taty  (którą kiedyś pożyczyłam do szkolnego przedstawienia i zapomniałam oddać), dżinsowe ogrodniczki zwężane u dołu i do tego zwykłe trampki z wyższym stanem. Włosy związałam w dwa warkocze, zostawiając grzywkę luzem. Jeszcze tylko zrobiłam delikatny makijaż, żeby ukryć niewyspanie.  Ostatnie zerknięcie w lustro, to, co zobaczyłam wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy.  Wyglądałam zupełnie tak, jak to sobie zaplanowałam.
Nie tracąc czasu poszłam do gościnnego pokoju. Cichutko otworzyłam drzwi i weszłam do pomieszczenia gdzie spał gwiazdor.
- Hej Harry, pora wstawać. –zaczęłam budzić chłopaka, a ten tylko przekręcił  się na drugi bok – Pobudka! –Krzyknęłam mu prosto do ucha, po czym podeszłam do okna i teatralnym ruchem odsłoniłam firanki. 
- O co chodzi? – spytał zaspany zasłaniając oczy ręką.
- Wstajesz, ubierasz się i za dziesięć minut widzimy się w kuchni. –Powiedziałam złośliwie się uśmiechając.
- Jest  5:50, dziewczyno oszalałaś? – odpowiedział, patrząc w telefon.
-Nie chłopaku, nie oszalałam – rzuciłam otwierając okno i wpuszczając do pokoju chłodne powietrze  – wstawaj.
-Nigdzie nie idę. – odpowiedział przewracając się na drugi bok.
-Idziesz, idziesz. – uśmiechnęłam się szyderczo i sprawnym ruchem ściągnęłam z niego kołdrę, odsłaniając Harrego w krótkich spodenkach.
- Nienawidzisz mnie, prawda? – zapytał zrezygnowany.
-Dziesięć minut. – odpowiedziałam z uśmiechem i wyszłam z pokoju. Poszłam do kuchni, wsypałam sobie płatki do buzi i popiłam mlekiem prosto z opakowania. Nienawidzę jeść w ten sposób, ale nie miałam czasu, żeby przygotować sobie czegoś porządnego do jedzenia. Przełknęłam ostatnią porcję mojego śniadania i spojrzałam na zegarek, była 6, więc Harry zaraz powinien się pojawić. Siadłam przy stole i zaczęłam cichutko nucić moją ulubioną piosenkę Give Me Love – Ed’a Sheeran’a.
-Ładnie śpiewasz. – Usłyszałam za plecami głos chłopaka, nawet nie zauważyłam, kiedy przyszedł.
-Trzy minuty spóźnienia – powiedziałam zawstydzona czując, jak moje policzki płoną.
-Przepraszam panie generale – Odpowiedział i zasalutował jak żołnierz . – A tak poza tym, ładny strój. – Dodał dziwnie się uśmiechając.
- Praktyczny – odpowiedziałam. – Za to twój chyba nie bardzo – dodałam spoglądając na jego jasną, przyległą koszulkę i rurki. – Jesteś na wsi, a nie na pokazie mody.
-Dobra, dobra. A co na śniadanie? – spytał rozglądając się po kuchni.
- Masz – Powiedziałam wręczając mu płatki i mleko.
-A jakaś miska? – Spojrzał się na mnie głupkowato.
- Daj. – Powiedziałam szyderczo nasypując sobie płatków do buzi i popijając mlekiem prosto z opakowania, prezentując Harremu jak to się je.
-Mam pić z jednego kartonu co ty, to tak jakbym się z tobą całował.  – Powiedział z szerokim uśmiechem i dziwnie poruszając brwiami, po czym wziął duży łyk mleka. Czułam jak moje policzki robią się purpurowe. Odwróciłam się plecami do chłopaka i zaczęłam udawać, że szukam czegoś w szufladzie ze sztućcami, żeby nie widział jak na mnie działa.
-Już się najadłem – Powiedział wyrzucając pusty karton po mleku do kosza na śmieci.
- Ok, więc chodź, czeka cię dziś dużo pracy. – Rzuciłam wychodząc z kuchni i kierując się w stronę drzwi wejściowych.
-Jestem gotowy na każde zadanie. – Powiedział twardo Harry, na co ja się tylko kpiąco uśmiechnęłam.
Wyszliśmy na dwór i skierowaliśmy się w stronę kurnika. Po drodze jeszcze tylko wzięłam dość duży, wiklinowy koszyk. Otworzyłam drzwi do pomieszczenia gdzie mieszkały kury i słodko uśmiechnęłam się do Harrego, który próbował ukryć swoje zdziwienie.
- No, jesteśmy przy domku dla jajorobków, i co teraz? - -spytał Harry.
-Jajorobków? – Nie wytrzymałam i wybuchłam dzikim śmiechem. – To są kury geniuszu. – dodałam próbując złapać trochę powietrza.
- Nie to są jajorobki. – Powiedział chłopak, krzyżując ręce na piersiach i robiąc minę małego, obrażonego chłopczyka.
-Dobra dobra, niech ci będzie. – Rzuciłam próbując opanować kolejny napad śmiechu. – A więc, twoim dzisiejszym zadaniem jest zebranie jak największej ilości jajek. – Powiedziałam robiąc poważną minę i wręczając Harremu wiklinowy koszyk.
-Żartujesz sobie, prawda? – Prawie krzyknął. – Miałem wstać o szóstej rano tylko po to, żeby pozbierać jakieś głupie jajka?! Nie mogę tego zrobić później?
-Jak już wstałeś to zrobisz to teraz. – Odpowiedziałam ze słodkim uśmiechem. Z doświadczenia wiedziałam, że nie powinno się zbierać jajek o tak wczesnej porze, zwłaszcza, gdy kury są jeszcze w kurniku, ponieważ trzeba je wtedy przeganiać i mogą stać się agresywne. – No już, mówiłeś, że jesteś gotowy na każde zadanie. – Uśmiechnęłam się cwaniacko. Chłopak podniósł głowę do góry robiąc minę typu: „co to dla mnie?” i wszedł do środka.
-Tylko uważaj na tego wielkiego koguta! – Krzyknęłam za nim ostrzegawczo, po czym oparłam się o drzwi i z założonymi rękami czekałam na rozpoczęcie przedstawienia.
Harry niepewnie stąpał po podłodze w kurniku uważając, by nie wdepnąć w tak zwane „miny”, których było pełno. Podszedł do pierwszej z kur i ostrożnie zbliżył do niej rękę. Wystraszone zwierze błądziło wzrokiem po całym pomieszczeniu szukając jakiegokolwiek ratunku. Dłoń chłopaka zbliżała się coraz bliżej do główki stworzonka, aż w końcu delikatnie ją musnęła. Harry coraz pewniej głaskał kurę aż w końcu spróbował ją podnieść, aby dostać się do jajek, na co spanikowane zwierzę rozłożyło skrzydła i zaczęło dziwnie podskakiwać próbując odstraszyć przeciwnika. Widząc to kogut-przywódca stanął w obronie jednej z jego podopiecznych i wskoczył Harremu prosto na jego perfekcyjnie ułożone włosy. Do tej „bójki” dołączyło się jeszcze kilka kur, które dziobały chłopaka po nogach.  Zdezorientowany muzyk biegał po całym kurniku, jak głupi wymachując rękami i krzycząc z przerażenia. Widząc tą sytuację nie mogłam opanować śmiechu. Zgięłam się w pół i śmiałam się na całe gardło. W pewnym momencie Harry wziął zamach i koszykiem wiklinowym uderzył siedzącego mu na plecach koguta. Zwierzę spadło na podłogę i próbowało się podnieść. Zdezorientowane kury gapiły się na poszkodowanego, a chłopak wykorzystując chwilę nieuwagi swoich przeciwników najzwyczajniej w świecie wybiegł z kurnika. Oparł się o kolana i wziął kilka głębszych oddechów. Był cały upaprany, we włosach miał kawałki piór a jego wcześniej idealnie do pasowana koszulka była podziurawiona i brudna. Po chwili chłopak wyprostował się i spojrzał na mnie śmiertelnym wzrokiem. Mój śmiech nagle się ulotnił a zamiast niego przyszedł strach. Wściekły gwiazdor zacisnął pięści i patrząc mi w oczy zaczął się do mnie zbliżać. Serce waliło mi jak młotem, a oddech stał się krótki i płytki. Moje nogi jakby wrosły w ziemię nie pozwalając mi zrobić choćby najmniejszego kroku. Stałam jak sparaliżowana obserwując zbliżającego się chłopaka. Stanął naprzeciwko mnie tak blisko, że nasze twarze dzieliły centymetry. Przybliżył swoje usta do mojego ucha i przez zaciśnięte zęby wysyczał „zapłacisz mi za to”. Jeszcze chwilę patrzył mi w oczy, w których widziałam tylko gniew, po czym odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem poszedł w stronę domu. Przy drzwiach minął moją rodzinę ubraną w szlafroki i oglądającą całą tą scenkę. Zapewne obudziły ich wrzaski chłopaka. Mama i Bella pobiegły za Harrym, a tata posyłając mi groźne spojrzenie wszedł do domu.

_____________________________________________________________
I jak podoba się? ;D
Jeśli tak to dobrze, jeśli nie to powiedzcie to się poprawię ; ))
Komentujcie, bardzo mi na tym zależy ; > 

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 1



~ Dzień przyjazdu Harrego ~
-Olivia, dziecko! Co ty masz na sobie? Mogłabyś się ubrać jakoś ładniej.– Lamentowała mama. Zostało niecałe pół godziny do przyjazdu Harrego i chciała żeby wszystko było idealnie. Zawsze powtarzała, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze.
-O co ci chodzi? Wyglądam dobrze. – powiedziałam lekko poirytowana. Może faktycznie moja koszula w kratkę zawiązana u dołu, biały podkoszulek i zwykłe szorty nie były zbyt wyjściowe na tle mojej rodzinki elegancko wystrojonej od góry do dołu, ale cóż. To był mój styl, a po za tym jakoś szczególnie nie zależało mi na tym, aby Harry „Wielka Gwiazda” Styles mnie polubił.
-Tak, ładnie, ale do chodzenia na co dzień, a nie jak na przyjazd wielkiej gwiazdy - odpowiedziała mama jeszcze raz lustrując mnie wzrokiem. – Idź się szybko przebrać.
-Ale mamo…
-Bez dyskusji!
Idąc po schodach do swojego pokoju rozmyślałam, w co mogę się ubrać - żeby nie było zbyt elegancko, ale żeby też mama się nie czepiała, że wyglądam jak do chodzenia po domu. Po kilku minutach znalazłam coś idealnego. Szybko się przebrałam i zbiegłam na dół.
-Może być? – Spytałam.
- Wow siostra, wyglądasz super. – Powiedziała Bella. Czy ona jest dla mnie miła?! – Czekaj zrobię ci zdjęcie. Uśmiech…

- Ślicznie wyszłaś – podziwiała dwunastolatka.
 Zaraz, zaraz. „Ślicznie wyszłaś”? „Super wyglądasz”? Co tu się u licha dzieje? Coś z nią nie tak?
-No, od razu lepiej – Powiedziała mama, gdy mnie zobaczyła.
-Już jedzie! – Krzyknęła Bella
-Cóż za piękny, nowy samochód. No tak, gwiazdy jeżdżą tylko takimi…. – Powiedziałam sarkastycznie widząc zbliżające się auto.
-Oli, miałaś dać mu szansę – mama zaczęła się lekko irytować moim zachowaniem.
-Dobra, dobra, okej. – Powiedziałam na odczepne.
Samochód zatrzymał się przed naszym domem, otworzyły się tylne drzwi a ze środka wyszedł niesamowicie przystojny brunet. Myślałam, że tak można wyglądać tylko na plakacie albo okładce magazynu, po wielu przeróbkach i udoskonaleniach, a tu proszę: idealna buźka, jasne, na pewno bardzo drogie ciuchy i perfekcyjnie ułożone włosy. A niech go szlag!
-Dzień dobry. – przywitał się grzecznie.  – Jestem Harry.
-Dzień dobry. Miło mi cie poznać. Ja jestem George, - tata uścisnął mu dłoń na przywitanie- to moja żona Kelly, - Harry podszedł do mamy i pocałował jej rękę - I moje córki Olivia i Isabella. – Chłopak podszedł do mnie podał, mi rękę i uśmiechnął się w jakiś dziwny sposób, od którego zmiękły mi kolana. Chwilę się jeszcze na mnie patrzył a później poszedł przywitać się ze zniecierpliwioną już Bellą. Dziewczynka rzuciła mu się na szyję i zaczęła płakać ze szczęścia. Tata zabrał małą i przeprosił Harry’ego za jej zachowanie.
-Nic nie szkodzi, jestem przyzwyczajony. – Uśmiechnął się odsłaniając rząd śnieżnobiałych ząbków. Pff no tak, przyzwyczajony. Bo przecież wszystkie dziewczyny na pierwszym spotkaniu rzucają mu się na szyje, przytulają i ściskają. Też mi coś.
- A więc zapraszam na uroczysty obiad! – Powiedziała zadowolona mama.
-Harry a twoje bagaże? – spytał tata.
-Mój asystent wszystko zaniesie, tylko proszę mu powiedzieć, do jakiego pokoju – znowu się uśmiechnął. Taa, „mój asystent wszystko zaniesie, tylko proszę mu powiedzieć, do jakiego pokoju” a co pan Wielka Gwiazda może połamać sobie paznokcie dźwigając walizki? Och jakie to straszne. Pierwsze pół godziny znajomości a ten koleś już niewyobrażalnie działa mi na nerwy. „Oli, daj mu szansę” w głowie zadźwięczał mi głos mamy. Dobra muszę spróbować. Uśmiechnęłam się i poszłam za nimi do jadalni.
Przy obiedzie nie denerwował mnie aż tak bardzo. Starałam się nie zwracać uwagi na to, co mówi, a opowiadał głównie o sobie i swojej karierze.  Podczas gdy moja rodzina słuchała jego opowieści z zapartym tchem, ja mieszałam łyżeczką lody truskawkowe z waniliowymi w moim pucharku. Gdzieś w międzyczasie zajrzał do nas asystent Stylesa powiadamiając go, że wszystkie bagaże są już w jego pokoju.
Uroczysty posiłek wreszcie dobiegł końca i wszyscy wstali od stołu.
 - Harry, - zwrócił się do niego tata, - Na pewno jesteś bardzo zmęczony po podróży. Bella zaprowadzi cię do twojego pokoju i pokaże gdzie jest łazienka, abyś mógł się odświeżyć.
Uff, jakie szczęście, że nie padło na mnie. Przez cały jego pobyt w naszym domu mam zamiar go omijać szerokim łukiem.
Harry podziękował za obiadokolację (bo posiłek trochę się przeciągnął) i poszedł z Bellą. Ja i tata zostaliśmy pomóc mamie sprzątać ze stołu.
- Bardzo miły chłopak z tego Harry’ego, a jaki gentleman. – Podziwiała mama podczas zmywania naczyń. – I nie jest taki, jak myślałaś córciu. – Dodała z uśmiechem.
- Mamo, on cały obiad przegadał tylko i wyłącznie o sobie. On świata nie widzi poza swoja boską osobą. – Powiedziałam spokojnie.
-Olivia, nie przesadzaj. – Powiedziała poirytowana kobieta.
-Mamo, czy on ci może powiedział, że smakował mu obiad? Albo, że coś, cokolwiek podoba mu się w naszym domu albo okolicy? – spytałam przebiegle – A zadał ci jakieś pytanie dotyczące ciebie? Nie…
- Olivia skończ!  - przerwała zmieszana, po czym wyszła do jadalni przynieść resztę talerzy i sztućców, a ja już wiedziałam, że wygrałam.
Późnym wieczorem siedziałam na tarasie ze słuchawkami w uszach oglądając gwiazdy. Moje myśli były całkowicie pochłonięte balem, który co roku organizujemy w naszej stodole. To już prawie tradycja naszej wsi, że sołtys na rozpoczęcie żniw organizuje taką imprezę. Są tańce, jedzenie, różne konkursy, wszyscy świetnie się bawią. To naprawdę fantastyczna sprawa. Chciałabym, aby w tym roku był bardzo udany, zwłaszcza, że to ostatni raz my organizujemy bal, ponieważ taty kadencja dobiega końca.
-Czego słuchasz? – moje rozmyślenia przerwał nie kto inny jak Harry który właśnie przyszedł na taras.
-Hę? - powiedziałam wyjmując jedną słuchawkę z ucha.
-Czego słuchasz? - chłopak powtórzył pytanie.
-Muzyki  -  odpowiedziałam najzwyczajniej na świecie.
-Cóż za wyczerpująca odpowiedź – uśmiechnął się Harry.
-Nie powinieneś już spać? Jest już bardzo późno. – Powiedziałam z kpiącym uśmieszkiem.
-Nie jestem już małym chłopcem, za to ty już powinnaś być w łóżku. – odpowiedział.
-Masz rację. Już powinnam iść spać. – Nie miałam ochoty dłużej z nim przebywać, więc skorzystałam z okazji i skierowałam się do wyjścia.
-Poczekaj chwilkę. – Powiedział łapiąc mnie za nadgarstek i uśmiechając się najsłodziej jak tylko potrafił, ukazując tym samym swoje dwa dołeczki, których nie sposób nie zauważyć.
-No przestań to robić! – krzyknęłam.
-Ale co?  - spytał udając, że nie wie, o co chodzi.
- No ten… tak się słodko uśmiechać. – Powiedziałam zdenerwowana, a on zrobił tylko pytający wyraz twarz – założę się, że robisz to cały czas. – ciągnęłam – uwodzisz dziewczyny tym swoim zniewalająco słodkim uśmieszkiem, ale na mnie to nie działa, więc daruj sobie! – powiedziałam, odgarnełam włosy z czoła sprawnym ruchem głowy i jakby nigdy nic weszłam do domu.


  I jak podoba się? ; ))
Proszę o komentarze ; ))